Poglądy mieć każdy może. I często trudno jest zorientować się, czy dany pogląd jest sensowny. Postanowiłem więc przetestować te ze swoich poglądów na politykę walutową, który uważam za najważniejsze. Ponieważ mowa o pieniądzach, test prowadzę tak, aby zarobić, jeśli mam rację, a stracić, jeśli jestem w błędzie. A test opisuję publicznie, gdy tylko się zaczął – a więc w momencie, gdy jeszcze nie wiadomo, co z niego wyjdzie. Jestem więc uczciwszy niż przywódcy radzieccy, którzy poinformowali o locie kosmicznym Gagarina dopiero wtedy, gdy okazał się sukcesem.
Testuję dwa poglądy. Pierwszy z nich jest opisany i uzasadniony w rozdziale Likwidacja ryzyka kursowego tekstu Po co wchodzić do strefy euro. Chodzi o to, że Polska pilnie potrzebuje wprowadzenia euro przede wszystkim dlatego, by uniknąć płacenia wysokiego haraczu przy okazji importu kapitału.
Polska masowo importuje kapitał zagraniczny. A ponieważ mamy naszą własną walutę, import ten zawsze wiąże się z ryzykiem kursowym: zagraniczny inwestor, który użycza Polakom lub polskim firmom kapitału liczonego w złotych, ryzykuje, że z powodu wahań kursowych może (licząc we własnej walucie) nie odzyskać tego kapitału w całości.
Ryzyko jest wysoko wyceniane na rynkach finansowych. Tak było zawsze, a obecny kryzys finansowy tę wycenę jeszcze bardziej podbija. Dlatego w zamian za ponoszenie ryzyka kursowego zagraniczny inwestor żąda od Polaków wysokiego wynagrodzenia (wysokich odsetek).
Ryzyko kursowe i potrzeba importu kapitału na dużą skalę powodują razem, że kapitał jest w Polsce dużo droższy niż w bogatszych krajach, np. w strefie euro (aby wyliczyć koszt kapitału w Polsce, nie należy się sugerować jego ceną nominalną, czyli tzw. WIBORem – różnica miedzy WIBORem a rzeczywistym kosztem wiąże się ze zmianami kursów walut i jest opisana w artykule cytowanym powyżej). Innymi słowy, Polacy płacą haracz, który trafia do kieszeni tych, którzy transferują kapitał z zagranicy.
Drugi pogląd, który testuję, to że obecny kryzys finansowy nie będzie ani bardzo długotrwały, ani bardzo poważny. Będzie to kryzys dużo łagodniejszy od tego z lat 1929-33, który doprowadził do bardzo poważnego załamania gospodarek wielu krajów.
Ten pogląd wynika z tego, że ekonomiści umieją obecnie radzić sobie z kryzysami. Wiedzą, jak sterować ilością pieniędzy na rynku. Nauczyli się, że nie można dopuszczać do upadłości banków (w latach 1929-33 władze amerykańskie były przeciwnego zdania, upadłości banków były uważane za normalne zjawisko w gospodarce). Ta wiedza, która nie istniała w latach trzydziestych, opiera się w dużym stopniu na pracach Miltona Friedmana, ukoronowanych nagrodą im. Alfreda Nobla z ekonomii. O tym króciutko pisałem w rozdziale Podaż pieniądza i badania nad wielką recesją z lat 1929-33 tekstu O wartości pieniądza.
Skoro testuję tezę, że ktoś komuś płaci haracz, to test powinien polegać na tym, że haracz spłynie do mojej kieszeni. Aby tak się stało, dziś (15 października 2008) zamieniłem kapitał w japońskich jenach na kapitał w złotych polskich. I na tej zamianie zamierzam zarobić.
Możecie się zastanawiać, skąd mam jeny. Otóż ja ich nie mam, tylko je pożyczyłem. Dokonałem potrójnej operacji: pożyczyłem jeny od pośrednika finansowego, wymieniłem te jeny za złote, a uzyskane złote pożyczyłem temu samemu pośrednikowi. Gdy przyjdzie czas zamknąć (zakończyć) operację, zrobię odwrotnie: odbiorę pożyczone złote, zamienię je z powrotem na jeny, a następnie oddam jeny.
Przy tej operacji nie podejmuję ryzyka gospodarczego innego, niż ryzyko kursowe. Nie przesyłam pieniędzy z jednego miejsca do drugiego (wszystko odbywa się w Stanach Zjednoczonych, gdyż tam znalazłem najlepszego pośrednika). A więc wszystkie moje zyski (lub straty) bedą wiązać się wyłącznie z ryzykiem kursowym.
Dlaczego zdecydowałem się pożyczyć jeny, a nie na przykład euro lub franki szwajcarskie? Otóż Japonia znajduje się w sytuacji odwrotnej, niż Polska: kraj ten masowo eksportuje kapitał. Japończycy mają duże oszczędności i nie znajdują u siebie dość okazji, by je rentownie ulokować. Godzą się więc na eksport kapitału i na ponoszenie ryzyka kursowego, które się z tym wiąże. Skutkiem tego koszt kapitału w jenach jest niezwykle niski (jeśli liczymy w euro, to w ciągu ostatnich kilku lat koszt kapitału w jenach był ujemny).
Gdy wykorzystuję kapitał w jenach, a następnie oddaję go w jenach, zachowuję się w sposób bardzo korzystny dla Japończyków: wykorzystuję ich kapitał, a ryzyko kursowe biorę na siebie. To dodaje się do faktu, że dostarczam kapitału Polsce, która tego kapitału potrzebuje. Powinienem więc zostać podwójnie wynagrodzony za to, że ponoszę ryzyko kursowe działając na korzyść dwóch krajów.Zamieniłem jeny na złote 15 października 2008. Dlaczego akurat teraz? Otóż istnieje na rynkach ogólna zasada: gdy pojawia się ryzyko, pieniądze odpływają z tzw. rynków wschodzących, do których należy Polska. Rynki te są bowiem postrzegane jako stosunkowo ryzykowne. Dlatego w ostatnich tygodniach sporo pieniędzy odpłynęło z Polski i złoty jest dziś wyceniany nisko.
Ta reakcja rynku nie wydaje mi się uzasadniona: co prawda ryzyko finansowe jest w październiku 2008 dużo wyższe, niż wcześniej, ale akurat nie Polska jest ryzykowna. Ci, którzy szukają bezpieczeństwa, powinni raczej inwestować w Polsce, a wycofywać się ze Stanów Zjednoczonych. Fakt, że dzieje się odwrotnie, jest nierozsądnym zachowaniem rynku (rynku – czyli ogółu finansistów).
Jednocześnie z powodu kryzysu Japończycy wolą zachować swój kapitał u siebie, niż wysyłać go do krajów ryzykownych. A spora część świata, w tym Stany Zjednoczone, jest dziś postrzegana jako ryzykowna. Ten powrót kapitału do Japonii powoduje wzrost popytu na jena, a więc wzrost kursu tej waluty.
Cena złotego, liczona w jenach, jest więc tym niższa, im głębszy jest kryzys. Dla porównania: w ciągu trzech ostatnich miesięcy (od 15 lipca do 15 października 2008), a więc w okresie, gdy świat stopniowo odkrywał głębokość obecnego kryzysu, wartość złotego liczona w jenach spadła o 27%. Ponieważ wierzę, że kryzys będzie dość szybko łagodnieć (jest to jeden z poglądów, które chcę przetestować), sądzę, że cena złotego niedługo wzrośnie. Dlatego właśnie dziś kupiłem złote.
Złote kupiłem po cenie 2,661 groszy za jena (czyli 37,58 jenów za złotego). Ta cena zawiera w sobie marżę pośrednika finansowego, w wysokości około 0,2%. Otrzymuję odsetki w wysokości 4,16% rocznie. Jest to różnica między stopą procentową w złotych (pożyczam złote pośrednikowi), a stopą procentową w jenach (pożyczam jeny od pośrednika), pomniejszona o pokaźną marżę.
Pośrednik w każdej chwili odlicza od depozytu moje niezrealizowane straty, a dolicza do niego niezrealizowane zyski. Niezrealizowany zysk lub strata (unrealized profit and loss), to pieniądze, które bym zyskał lub stracił, gdybym zamknął operację w danej chwili.
Pośrednik wymaga, by depozyt z odliczoną niezrealizowaną stratą nigdy nie spadł poniżej pewnego procentu wartości operacji (ten procent może zmieniać się w czasie i wynosi około 4%). Jeśli depozyt spadnie poniżej tej wartości, pośrednik operację zamknie bez pytania mnie o zdanie. Zrobi to, gdyż obawia się, że jeśli będzie bardziej zwlekać, to straty wzrosną ponad wartość depozytu (czyli depozyt pomniejszony o straty stanie się ujemny) i pośrednik będzie musiał pokryć część strat z własnej kieszeni.
Tak więc muszę pilnować, by depozyt minus potencjalna strata w żadnej chwili nie spadł poniżej 4% wartości operacji. Liczę, że nigdy nie będę stratny o więcej niż 20% nominału. Składam więc depozyt w wysokości 24% nominału.
Niezrealizowana strata jest czymś normalnym i nie oznacza, że będę stratny w rzeczywistości: oznacza ona tylko, że złoty osłabł w stosunku do jena, a więc byłbym stratny, gdybym w danej chwili zamknął operację (zamienił złote z powrotem na jeny po niekorzystnym kursie). Ale jeśli uda mi się przeczekać zły moment, a złoty będzie znów mocny w chwili, gdy operację zamknę, to żadna rzeczywista strata nie nastąpi.
Liczę na zysk w wysokości co najmniej 15% nominału w ciągu co najwyżej 18 miesięcy. Ponieważ pieniądze, które w rzeczywistości zaangażowałem w operację, to 24% nominału, oznacza to zysk w wysokości 62% zaangażowanych pieniędzy, co daje 39% w skali rocznej. Do tego należy dodać odsetki od depozytu, które pośrednik mi wypłaci. W sumie liczę na co najmniej 42% rocznie.
Za nadzieję na tak wielkie zyski płacę wysokim ryzykiem: jeśli w czasie trwania operacji złoty spadnie w stosunku do jena o ponad 20% w porównaniu z kursem, po którym rozpocząłem operację, to operacja zostanie zamknięta i stracę całość (lub niemal całość) zaangażowanych pieniędzy.
W międzyczasie mam możliwość reakcji: gdyby wystąpiły straty, będę mógł zamknąć operację nie czekając, aż stracę cały depozyt. Będę też mógł zwiększyć depozyt (ryzykować więcej, żeby nie stracić od razu). Ale w zasadzie takich działań nie przewiduję.
Czy ryzyko jest poważne? Tak, gdyż obecny kryzys bardzo zmienił rynki finansowe. Skutkiem tego wszystko może się zdarzyć. Przed kryzysem uznałbym, że spadek złotego w stosunku do jena o ponad 20% jest niemal niemożliwy. Dzis sytuacja jest taka, że nie można być pewnym niczego, dlatego operacja jest autentycznie ryzykowna... i właśnie to powoduje, że można liczyć na duży zysk.
Operacje dokonywane są przez internet, natychmiastowo. Wszystkie trzy elementy, które się na nie składają (pożyczenie waluty u pośrednika, wymiana na drugą walutę, pożyczenie pośrednikowi drugiej waluty) dokonują się razem, jednym kliknięciem. Jest tylko jeden problem: pośrednik nie dopuszcza kupowania złotych za jeny. Trzeba więc dokonać dwóch operacji: z jednej strony kupić złote za euro lub, do wyboru, za dolary, a z drugiej kupić euro lub dolary za jeny. Potrzebne są więc faktycznie dwa kliknięcia, a nie jedno. Przy okazji pośrednik inkasuje dwie marże.
Operację mogę zamknąć lub zmienić w każdej chwili. Odsetki naliczane są co sekundę (to jest specyfika pośrednika, z którego usług korzystam; zwykle odsetki nalicza się co dzień).
Jedyna operacja, która jest skomplikowana i trwa kilka dni, to zmiana wysokości depozytu. Robi się to przelewem międzynarodowym. Tu czas operacji może stanowić problem: gdyby złoty gwałtownie spadał i gdybym, nie chcąc zamykać operacji ze stratą, zdecydował się zwiększyć depozyt, to mogę nie zdążyć. Operacja może zostać zamknięta, zanim pieniądze dojdą.
Niektóre rodzaje spekulacji walutowej są rozpowszechnione. Spekulatorzy masowo kupują dolary amerykańskie za jeny. Nazywa się to w żargonie carry trade i było rentowne przez kilka ostatnich lat.
Pośrednik, z którego usług korzystam, chwali się, że wykonał już ponad 400 milionów operacji walutowych (nie wszyskie one mają charakter spekulacyjny; czasem jest odwrotnie, ktoś dokonuje operacji walutowej po to, by się zabezpieczyć przed ryzkiem kursowym).
Polacy zaciągają masowo kredyty hipoteczne w walutach obcych (głównie we frankach szwajcarskich, ale kredyty w jenach ostatnio pojawiają się na polskim rynku). Taki kredyt jest podobny do spekulacji walutowej: kupujemy nieruchomość polską, wycenianą w złotych polskich, a w zamian zadłużamy się w walucie obcej.
Mimo, że spekulacja walutowa jest zjawiskiem masowym, proceder, który tu opisałem, jest ryzykowny. Moim celem było opisanie pewnych mechanizmów na rynku walutowym i moich poglądów na te mechanizmy. Pokazałem, jak te poglądy przekładają się na konkretne działania spekulacyjne i jak możemy użyć wyników spekulacji do przetestowania tych poglądów.
Ale to wszystko nie stanowi porady inwestycyjnej. Tym, którzy nie mają dobrej znajomosci rynków walutowych, odradzam podobne działania. I ostrzegam: ci, którzy mimo wszystko chcą spekulować, powinni angażować w to wyłącznie pieniądze, które mogą stracić bez większego bólu.
Czekam na wynik swojej operacji. Chwilowe, niewielkie wahania kursów walutowych są normalnym zjawiskiem bez znaczenia. Jeśli np. złoty spadnie lub wzrośnie o 3% w ciągu najbliższych dwóch tygodni, to nie będzie można na tej podstawie nic powiedzieć o operacji, którą tu opisałem. Oceniać i wyciągać wnioski będziemy mogli, gdy kursy walut zmienią się znacznie.
Oto link do tabeli kursów jena w stosunku do złotego. Uwaga: jest to wartość jena liczona w złotych, a nie odwrotnie; ja zyskuję gdy ta krzywa idzie w dół (kliknij).
Czytaj też
|
Kontakt do autora: mm@skubi.net
Kolejne teksty: Jeśli chcesz być informowany o nowych tekstach, możesz
|
Przedruki tego tekstu: Zapraszam do robienia przedruków, zarówno na papierze jak w internecie. Proszę, aby w przedruku widniało nazwisko autora i proszę o informację o przedruku (mailem albo na forum).