Unia Europejska przygotowuje się do rewolucji w prawie patentowym. Rewolucja ta nosi nazwę jednolity system ochrony patentowej (unitary patent protection). System tworzony jest na podstawie unijnych przepisów o wzmocnionej współpracy, co oznacza, że każde państwo Unii może w nim uczestniczyć, ale nie musi. Zamiar uczestnictwa zgłosiły wszystkie państwa Unii z wyjątkiem Włoch i Hiszpanii. Nasz rząd zdecydował, że Polska zamierza w systemie uczestniczyć, a ponadto w roku 2011, w czasie polskiej prezydencji, aktywnie przyczynił się do budowy systemu.
W marcu 2012 Sejmowa Komisja Innowacyjności i Nowoczesnych Technologii wezwała rząd do wykonania "rzetelnej analizy korzyści i kosztów wejścia lub pozostawania poza systemem jednolitego patentu europejskiego". Rząd wykonanie analizy powierzył słynnej firmie konsultingowej Deloitte. Jak donosi Dziennik Internautów, analiza pokazała, że uczestnictwo w systemie przyniesie polskiej gospodarce straty liczone w miliardach. Sejmowa komisja otrzymała analizę 6 grudnia i natychmiast uchwaliła apel do premiera o wycofanie się z projektu.
Jednolity system ochrony patentowej jest na tyle skomplikowany, że wprowadzony będzie na podstawie trzech różnych aktów prawnych: dwóch regulaminów unijnych oraz traktatu międzynarodowego, który (przynajmniej formalnie) będzie przyjęty poza mechanizmami unijnymi. Traktat międzynarodowy przewiduje utworzenie specjalnego międzynarodowego sądu, które będzie zajmował się sprawami patentowymi; sądy poszczególnych państw stracą właściwość (kompetencję) do zajmowania się tymi sprawami. Regulaminy unijne obejmą aspekty jednolitego systemu inne niż utworzenie sądu.
Na 10 grudnia 2012, a więc cztery dni po niekorzystnym dla jednolitego systemu głosowaniu w polskiej Komisji Innowacyjności i Nowoczesnych Technologii, planowane jest przyjęcie przez Radę Unii Europejskiej regulaminów ustanawiających ów system (z wyjątkiem tej części systemu, która ma być utworzona traktatem, czyli z wyjątkiem sądu). Regulaminy te ustalą listę państw uczestniczących w systemie. Muszą one zostać przyjęte jednogłośnie, a więc Polska będzie uczestniczyć w systemie tylko jeśli nasz rząd zgodzi się na to. Czy rząd rzeczywiście się zgodzi, ignorując analizę zrobioną przez Deloitte i stanowisko komisji sejmowej, czy też w ostatniej chwili się wycofa, a więc postąpi wbrew swojej dotychczasowej polityce? Tego dowiemy się za kilka godzin (tekst publikowany 10 grudnia). W każdym razie 10 grudnia zostanie podjęta decyzja bardzo istotna dla polskiej gospodarki.
Najbardziej oczywistym problemem, jaki niesie ze sobą jednolity system, jest kwestia językowa: zgodnie z zasadami tego systemu, patenty napisane po angielsku, po niemiecku lub po francusku będą obowiązywać w Polsce (każdy patent będzie napisany w jednym z tych języków, a tylko jego część zwana zastrzeżeniami będzie dostępna również w pozostałych dwóch językach; nic nie będzie pisane po polsku). Patenty są dokumentami prawnie wiążącymi, na ich podstawie można przedsiębiorcy zakazać pewnych działań, można przedsiębiorcę skazać na zapłacenie odszkodowania. Czy jest rzeczą właściwą, abyśmy dopuszczali do obrotu prawnego w Polsce takie dokumenty, pisane w trzech różnych językach obcych?
Niniejszy tekst opisuje, jak będzie działać jednolity system ochrony patentowej, i wyjaśnia, dlaczego Deloitte i komisja sejmowa mają rację — czyli dlaczego Polska nie powinna do tego systemu przystępować.
Patent, to dokument opisujący wynalazek. Dokument taki właściciel wynalazku składa w urzędzie patentowym po to, aby urząd, po odpowiednim sprawdzeniu patentu, udzielił właścicielowi wyłączności na stosowanie wynalazku lub na produkcję wynalezionych przedmiotów.
Patent składa się z dwóch części: z opisu i z zastrzeżeń. Opis, jak sama nazwa wskazuje, opisuje wynalazek. Jest szczegółowy i z reguły dość długi, zawiera rysunki, omawia własności wynalezionego rozwiązania, cytuje publikacje dotyczące tematu (książki, artykuły z czasopism naukowych i technicznych oraz wcześniejsze patenty). Opis napisany jest w sposób, w jaki z reguły pisze się artykuły naukowe, tyle, że często gorszym językiem.
Zastrzeżenia definiują dokładnie klasę rozwiązań technicznych, do których właściciel patentu rości sobie wyłączność. Są one zwięzłe i (przynajmniej w teorii) pisane tak, aby łatwo było zdecydować, czy konkretny przedmiot lub proces technologiczny wchodzi w ich granice (a więc: czy firma stosująca dany proces lub produkująca dany przedmiot łamie patent). Oddzielenie zastrzeżeń od opisu jest potrzebne, gdyż aby patent miał sens, ochrona patentowa nie może ograniczać się dokładnie do tego, co wynalazca opracował: opatentowany wynalazek można zawsze zrealizować w sposób nieco zmieniony, tak aby próbować obejść patent. Zastrzeżenia definiują właśnie to, w jakich granicach rozwiązania podobne do tego, które jest w opisie, należy uważać za łamiące patent.
Warto dodać, że patenty mają tę samą strukturę (są pisane mniej-więcej w ten sam sposób) na całym świecie. Podział na opis i zastrzeżenia (taki, jaki obowiązuje obecnie) stosuje się niemal od samego początku istnienia systemu patentowego, czyli od końca osiemnastego wieku.
Od wielu lat istnieją patenty europejskie, obejmujące 38 państw i wydawane przez Europejski Urząd Patentowy z siedzibą w Monachium. Patenty te są jednak tak naprawdę europejskie tylko częściowo. W wielu aspektach patent europejski nie jest jednym patentem, lecz zbiorem wielu patentów, obowiązujących oddzielnie w każdym państwie. Wnioskodawca nie musi żądać ochrony patentowej we wszystkich 38 państwach, ma pełną swobodę w wyborze państw, w których dany patent europejski będzie obowiązywał. Wnoszenie opłat za przedłużenie ważności patentu europejskiego dokonuje się w każdym państwie oddzielnie. Firma, która chce korzystać z ochrony patentowej we wszystkich 38 państwach musi więc cyklicznie (zazwyczaj co roku) wnosić 38 różnych opłat w różnych państwach. Gdy sąd uchyla patent, to nie uchyla patentu europejskiego jako całości, lecz jeden patentów krajowych. Zdarza się, że ten sam patent europejski (a właściwie: ten sam zbiór patentów krajowych) zostanie uchylony jako patent francuski przez sąd francuski, natomiast w Niemczech zostanie uznany przez sąd za ważny i wywołujący wszelkie skutki prawne.
Jednolity system patentowy ma sprawić, że będziemy mieli do czynienia z jednym tylko (jednolitym) patentem, ważnym we wszystkich państwach uczestniczących w systemie. Patent europejski nadal będzie istnieć, chociażby dlatego, że tylko niektóre z 38 państw uczestniczących w patencie europejskim chcą przystąpić do jednolitego systemu. Patent europejski pozostanie zbiorem różnych patentów. Ten zbiór będzie teraz składał się z patentu jednolitego, ważnego w państwach uczestniczących w jednolitym systemie, oraz z patentów krajowych dla pozostałych państw.
Rewolucja, jaką będzie stanowić jednolity system patentowy, dotknie czterech dziedzin: spraw administracyjnych, prawa własności do patentów, sądownictwa oraz kwestii językowych. Ostatnie dwa punkty budzą żywe kontrowersje.
Sprawy administracyjne: W sprawach administracyjnych jednolity system odbiera wiele kompetencji państwom uczestniczącym w systemie i przekazuje te kompetencje monachijskiemu Europejskiemu Urzędowi Patentowemu. Ta kwestia nie budzi kontrowersji, gdyż kompetencje naprawdę istotne (w szczególności: decyzje merytoryczne w sprawie udzielenia lub nieudzielenia ochrony patentowej), co do których możnaby poważnie dyskutować o utracie suwerenności narodowej, zostały przekazane do Monachium już dawno. W gestii poszczególnych państw pozostała nudna papierologia. Przekazanie papierologii do Monachium ułatwi życie właścicielom patentów, a nikomu specjalnie przeszkadzać nie będzie.
Prawo własności: Zmiany w prawie własności patentów, jakie wprowadzi jednolity system, spowodują w szczególności, że patent obowiązujący na terytorium Polski będzie zarządzany zgodnie z prawem państwa, w którym leży siedziba właściciela. Na przykład patent firmy niemieckiej obowiązujący między innymi w Polsce będzie można sprzedać, dać w zastaw lub zlicytować w ramach upadłości w Niemczech, zgodnie z niemieckim prawem. Dziś patent obowiazujący w Polsce, to z definicji polski patent (ewentualnie stanowiący element zbioru, jakim jest patent europejski), który podlega wyłącznie prawu polskiemu w sprawach własności, czyli w sprawach takich właśnie, jak zastaw na patencie czy sprzedaż patentu (dobrowolna lub w ramach postępowania upadłościowego).
Fakt, że do patentów obowiązujących w Polsce będzie często stosowane prawo obce, jest jak najbardziej istotny. Jest tu potencjał do obchodzenia polskiego prawa przy pomocy prawa dowolnie wybranego państwa uczestniczącego w jednolitym systemie. Może tu być analogia do częstego dziś procederu, który polega na obchodzeniu polskiego prawa podatkowego przez rejestrację firm na Cyprze.
Czy rzeczywiście stosowanie obcego prawa do patentów obowiązujących w Polsce otworzy drogę do obchodzenia prawa, do nadużyć? Nie wiem, nie analizowałem tego. O ile wiem, nikt tego nie analizował. Mamy tu sytuację analogiczną do umowy o unikaniu podwójnego opodatkowania z Cyprem, zawartej w roku 1992. To właśnie ta umowa umożliwia obchodzenie prawa podatkowego. A umowa została zawarta, gdyż z polskiej strony nikt nie przewidział, że będzie wykorzystywana do nadużyć (korzystna dla spryciarzy umowa z Cyprem niedługo ulegnie zmianie; polskiemu rządowi udało się to uzyskać).
Sądownictwo: W sprawach o naruszenie patentu oraz o uchylenie patentu kompetencja sądów poszczególnych państw zniknie całkowicie. Sprawy takie będą sądzone wyłącznie przez specjalny międzynarodowy sąd patentowy. Sąd ten będzie dwuinstancyjny, będzie się składał z sądu pierwszej instancji i z sądu apelacyjnego (to, że sąd składa się z dwóch sądów, stanowi troche dziwną mieszankę pojęciową, ale tak to jest opisane w odpowiednim traktacie międzynarodowym). Sąd apelacyjny będzie znajdował się w Luksemburgu. Sąd pierwszej instancji będzie miał wiele siedzib. Jest możliwe, że spory dotyczące Polski będą sądzone w pierwszej instancji Polsce (w każdym razie apelacja będzie się odbywać w Luksemburgu).
Co ciekawe, nowy sąd patentowy nie będzie organem ani Unii Europejskiej, ani Europejskiego Urzędu Patentowego. Będzie to nowa organizacja międzynarodowa, zupełnie oddzielna od tych, które już istnieją.
Co jeszcze ciekawsze, niemal na pewno nie wszystkie państwa, które przystąpią do jednolitego systemu ochrony patentowej, przystąpią również do sądu. Sąd będzie bowiem ustanowiony traktatem międzynarodowym, podczas gdy pozostałe aspekty jednolitego systemu bedą ustanowione regulaminami unijnymi. Jest całkiem prawdopodobne, że regulaminy zostaną przyjęte jednogłośnie, natomiast traktat zostanie ratyfikowany tylko przez część państw.
Na przykład w Polsce ratyfikacja traktatu ustanawiającego sąd będzie wymagała większości 2/3 głosów w Sejmie i takiej samej większości w Senacie. Wynika to z artykułu 90 Konstytucji, który dotyczy umów międzynarodowych przekazujących "organizacji międzynarodowej lub organowi międzynarodowemu kompetencje organów władzy państwowej w niektórych sprawach". Najprawdopodobniej nie uda się uzyskać tak ogromnej większości dla traktatu, który budzi wielkie kontrowersje, a dodatkowo działać będzie na eurosceptyków jak płachta na byka. Tak więc jeśli 10 grudnia Polska zgodzi się na uczestnictwo w jednolitym systemie ochrony patentowej, będzie to najprawdopodobniej uczestnictwo częściowe. Skutek będzie taki: patent będzie niby jednolity, ale będzie mógł być uchylony na terytorium Polski przez sądy polskie i jednocześnie utrzymany w mocy na terytorium innych państw przez nowy sąd patentowy, którego wyroków Polska nie będzie uznawać. Odwrotna sytuacja (jednolity patent uznany w Polsce za ważny, ale uchylony w innych krajach) też oczywiście będzie możliwa.
Kwestia językowa: Jak wspomniałem we wstępie, zgodnie z zasadami jednolitego systemu patentowego, patenty będą mogły być pisane po angielsku, po francusku lub po niemiecku. Zastrzeżenia patentowe będą publikowane we wszystkich trzech językach, natomiast opis każdego patentu będzie publikowany tylko w jednym języku.
Tak więc jednolite patenty będą bez trudu dostępne dla osób, które biegle władają angielskim, francuskim i niemieckim. Dla pozostałych osób (czyli dla przytłaczającej większości Europejczyków), przewidziano takie oto rozwiązanie. Zakłada się, że w przyszłości powstanie automatyczny system tłumaczeń wysokiej jakości, który będzie komputerowo generował tłumaczenia patentów na wszystkie języki oficjalne Unii Europejskiej. Wówczas problem tłumaczenia patentów zniknie. Póki jednak taki system nie istnieje (czyli w okresie przejściowym), wnioskodawca ma obowiązek dostarczyć angielskie tłumaczenie każdego patentu, który nie jest napisany po angielsku.
Możnaby sądzić, że mamy tu do czynienia z systemem rozsądnym, przynajmniej częściowo: w bliżej nieokreślonej przyszłosci będziemy mieli wszystko we wszystkich językach, a w międzyczasie (w okresie przejściowym: póki komputery nie nauczą się magicznie i automatycznie tłumaczyć patenty na wiele języków), będziemy mieli wszystko po angielsku. Znajomość jednego języka obcego, a nie trzech, będzie więc wystarczała do czytania patentów w okresie przejściowym.
Jednolity system zawiera jednak dwie reguły, które odbierają wiarę w jego rozsądne działanie. Pierwszą regułą jest arbitralne ograniczenie okresu przejściowego: po dwunastu latach od wejścia w życie jednolitego systemu, a więc prawdopodobnie w roku 2026, obowiązek przedstawiania angielskich tłumaczeń patentów dobiegnie końca. Nastąpi to bez żadnej weryfikacji automatycznego systemu tłumaczenia patentów, nawet w wypadku, gdyby ten system działał bardzo źle.
Owszem, testy systemu tłumaczeń są przewidziane. Od tych testów uzależnione będzie ewantualne zakończenie okresu przejściowego przed upływem 12 lat. Po dwunastu latach jednak żadne testy się nie odbędą, po prostu okres przejściowy się skończy i obowiązek dostarczania patentów w wersji angielskiej ustanie.
Druga szkodliwa reguła mówi, że tłumaczenia na język angielski nie będą prawnie wiążące i będą dawane tylko do wiadomości (shall have no legal value and be for information purposes only). Ta reguła zwalnia wnioskodawców z wszelkiej odpowiedzialności. Mogą dostarczać złe tłumaczenia, które nieprecyzyjnie lub wręcz fałszywie oddają treść patentów. Natomiast ci przedsiębiorcy, którzy czytają patenty aby się upewnić, że ich nie łamią, nie będą mogli się opierać na wersji angielskiej, gdyż ta nie będzie prawnie wiążąca.
Powyższy opis jednolitego systemu ochrony patentowej zawiera argumenty przeciwko przystąpieniu Polski do systemu. Najważniejszym z tych argumentów jest to, że w ramach jednolitego systemu pojawią się liczne patenty, które nie będą tłumaczone na język polski (a więc nie będą zrozumiałe dla wszystkich Polaków), a mimo to będą obowiązywać w Polsce: będą ograniczać działalność polskich firm i narażać te firmy na ryzyko zapłaty odszkodowania za złamanie patentu.
Ale są też inne argumenty. Po pierwsze, jednolity system wzmocni i ustabilizuje obecnie istniejące zasady ochrony patentowej — a zasady te potrzebują bynajmniej nie stabilizacji, lecz głębokich zmian. Po drugie, kompetencja międzynarodowego sądu patentowego, który ma powstać, idzie zdecydowanie za daleko.
Po trzecie wreszcie, korzyści z systemu są wysoce wątpliwe. Patrząc z polskiego, egoistycznego punktu widzenia, możemy powiedzieć, że przystąpienie do jednolitego systemu da naszemu krajowi jedynie minimalne korzyści, które na pewno nie zrównoważą szkód, jakie system wyrządzi naszej gospodarce (ten właśne problem został przeanalizowany przez firmę Deloitte). Patrząc bardziej całościowo: nic nie wskazuje na to, że zwolnienie wnioskodawców z obowiązku tłumaczenia patentów na różne języki jest korzystne dla przemysłu jako całości (chociaż takie zwolnienie jest oczywiście korzystne dla wnioskodawców).
Funkcjonujący obecnie system ochrony patentowej ma charakter niemal ogólnoświatowy. Jest on oparty na miedzynarodowych traktatach, wśród których najważniejszy jest TRIPS (Agreement on Trade-Related Aspects of Intellectual Property Rights — Porozumienie w sprawie Handlowych Aspektów Praw Własności Intelektualnej).
System ochrony patentowej jest zbyt szeroki: Artykuł 27 TRIPS zobowiązuje państwa do udzielania patentów na wszystkie wynalazki, produkty i procesy ze wszystkich dziedzin techniki, niezależnie od tego, czy dotyczą one produktu czy procesu. To sformułowanie zmusza państwa do bardzo szerokiego stosowania ochrony patentowej. Państwa nie mają prawa badać, czy udzielanie ochrony patentowej dla wynalazków takiego lub innego rodzaju jest jest ekonomicznie uzasadnione, czy jest moralnie słuszne. Po prostu ochrona patentowa się należy. Zawsze.
Państwa nie mogą też ustalać czasu ochrony patentowej stosownie do tego, co jest ekonomicznie uzasadnione lub moralnie słuszne. Na mocy artykułu 33 TRIPS ochrona patentowa musi trwać co najmniej 20 lat. Zawsze.
Tymczasem dla wielu rodzajów wynalazków udzielanie ochrony patentowej na dwadzieścia lat nie ma ani sensu ekonomicznego, ani uzasadnienia moralnego. Wielu przykładów dostarcza handel oparty na technikach elektronicznych. Tu łatwo jest minimalnym wysiłkiem wymyślić coś nowego: rozwój techniki jest tak szybki, że ciągle pojawiają się nowe sytuacje (na przykład zakupy robione przy pomocy tabletu, płacenie telefonem za bilety autobusowe lub za parkowanie, płacenie zbliżeniowe). Dla każdej z tych sytuacji można małym wysiłkiem wymyślić wiele usprawnień. Niejedno usprawnienie jest wynajdywane jednocześnie w różnych miejscach świata, przez różne osoby działające niezależnie od siebie. Niedorzecznością jest, że takie usprawnienie może uzyskać ochronę patentową na okres dwudziestu lat, czyli że jedna osoba (ta, która złożyła wniosek patentowy jako pierwsza) może uzyskać prawo do wyłączności na dwadzieścia lat.
Inna kategoria wynalazków, dla których ochrona patentowa wydaje się niesłuszna i gospodarczo szkodliwa, to wynalazki dotyczące formatów danych. Na przykład metody kompresji rysunków, fotografii, muzyki czy filmów. Tu problem nie wynika ani z tego, że nową metodę kompresji łatwo jest wymyślić, ani z tego, że ta sama metoda może zostać wynaleziona przez kilka osób działających niezależnie od siebie. Wręcz przeciwnie: praca nad metodami kompresji jest trudna i czasochłonna, możnaby więc uważać, że ci, którzy w takiej pracy odnoszą sukcesy, zasługują na nagrodę w postaci ochrony patentowej. Problem z kompresją danych wynika z czegoś zupełnie innego: w tej dziedzinie z reguły tworzą się standardy (formalne lub nieformalne). Każdy, kto publikuje w formie elektronicznej cokolwiek (rysunki, filmy, muzykę) musi się do standardów dostosować — bo sprzęt będący w posiadaniu konsumentów potrafi odczytać tylko publikacje zrobione w formie standardowej.
Standardy z kolei oznaczają, że metoda kompresji danych, która stanowi element standardu, korzysta z monopolu. Każdy, kto publikuje, musi jej używać, nawet jeśli istnieją inne metody (lepsze i/lub tańsze i/lub nieopatentowane).
Pod koniec lat dziewięćdziesiątych format kodowania rysunków GIF stanowił nieformalny standard na stronach WWW: każda przeglądarka internetowa była w stanie wyświetlać rysunki w tym formacie, podczas gdy konkurencyjny format PNG (nieopatentowany) był czytany tylko przez kilka procent przeglądarek. Skutkiem tego strony WWW w praktyce musiały zawierać tylko rysunki w formacie GIF. Firma Unisys (właściciel patentów, na których opiera się GIF) zarobiła ogromne pieniądze dzięki tej sytuacji. Zarobiła je bynajmniej nie dzięki zaletom formatu GIF, który nie był lepszy od swojego darmowego konkurenta.
Podobna sytuacja istnieje dziś jeśli chodzi o kodowanie muzyki: format MP3 jest chroniony patentami i każdy, kto publikuje muzykę w formie elektronicznej, musi go używać, gdyż format ten stanowi powszechnie przyjęty standard (jedynym wyjątkiem jest tu publikowanie muzyki na płytach CD). Opatentowany format MP3 dominuje pomimo istnienia bardzo dobrej jakości konkurenta Ogg Vorbis, który nie zawiera elementów opatentowanych.
Te przykłady pokazują, że przewidziane przez TRIPS prawo do patentowania na 20 lat wynalazków ze wszystkich dziedzin techniki nie jest ani jednoznacznie korzystne dla gospodarki, ani w niewątpliwy sposób moralnie słuszne.
System ochrony patentowej jest zbiurokratyzowany i kosztowny: Kontrowersyjne prawo do patentowania dowolnych wynalazków na 20 lat podlega jednak w Europie bardzo poważnemu ograniczeniu: złożenie wniosku patentowego jest skomplikowane i bardzo kosztowne. Te komplikacje i koszty mają dwa skutki. Po pierwsze, liczba składanych wniosków patentowych nie jest bardzo wysoka. Wynalazcy składają wnioski patentowe tylko wtedy, gdy oczekują dużego zysku z danego wynalazku, a nie przy każdej możliwej okazji (inaczej jest w Stanach Zjednoczonych, gdzie składanie wniosków patentowych jest tanie i proste). Po drugie, firmy, które zarabiają na patentach, rozumieją potrzebę reformy systemu, widzą, że ten obowiązujacy dziś w Europie nie jest dla nich idealny.
Zbiurokratyzowany i kosztowny system jest możliwy do zreformowania: System istniejący dziś (przed wprowadzeniem jednolitego systemu) jest daleki od ideału zarówno dla tych przedsiębiorców, którzy patentów się obawiają, jak i dla tych, którzy żyją z patentów. Można więc myśleć o takiej reformie systemu, która by odpowiadała obydwu grupom. Taka reforma mogłaby na przykład zamknąć drogę do niektórych patentów (na przykład do patentów na łatwe i mało pracochłonne wynalazki w dziedzinie handlu elektronicznego), ale za to uprościć procedury tak, aby właściciele patentów mogli poczynić duże oszczędności. Taka reforma byłaby trudna do przeprowadzenia, gdyż wymagałaby zmiany TRIPS, traktatu ratyfikowanego przez ponad sto państw. Ale, mimo wszelkich trudności, byłaby możliwa, gdyż byłaby interesie bardzo wielu firm. A wokół tego, co jest w interesie wielu, da się zbudować konsensus.
System zły, ale wolny od biurokracji i wielkich kosztów, nigdy nie zostanie zreformowany: Wprowadzając jednolity system ochrony patentowej, Unia Europejska uwalnia właścicieli patentów od nadmiernych kosztów i nadmiernej biurokracji. Daje im więc prezent. Na prezencie tym skorzystają w jednakowym stopniu wszyscy właściciele wynalazków. Ci, którzy dzięki długim i kosztownym badaniom stworzyli coś naprawdę wartościowego i potrzebują ochrony patentowej aby odzyskac pieniądze wydane na badania. Ci, którzy tanim kosztem wymyślili coś łatwego i zamierzają zarobić łatwe pieniądze (na przykład żądając opłat licencyjnych od firm, które używają takiej czy linnej metody w handlu elektronicznym). I wreszcie ci, którym dzięki sprytowi lub lobbingowi udało się doprowadzić do tego, że ich wynalazek stał się standardem w jakiejś dziedzinie.
Wraz z wprowadzeniem jednolitego systemu ochrony patentowej, wszyscy ci właściciele wynalazków dostaną to, co Unia Europejska może im dać. Teraz nie będą już popierali żadnej reformy systemu patentowego, gdyż te reformy, które jeszcze pozostają do zrobienia, polegające na ograniczeniu możliwości patentowania niektórych wynalazków, nie są im potrzebne. Teraz możemy być pewni, że nie uda się zbudować międzynarodowego konsensusu wokół reformy TRIPS. Taki jest pośredni skutek wprowadzenia jednolitego systemu i dlatego właśnie uważam wprowadzenie tego systemu za wielki błąd ze strony Unii Europejskiej.
Unia Europejska nie stosuje sama własnego prawa wobec osób prywatnych. Unia powierza stosowanie swojego prawa wobec osób prywatnych poszczególnym państwom (istnieją bardzo nieliczne wyjątki od tej zasady).
Na przykład import towarów do Polski regulowany jest przez unijne prawo celne, a nie przez prawo polskie (odkąd Polska przystąpiła do Unii, polski kodeks celny przestał istnieć). Jednak czynności celne związane z takim importem wykonywane są przez celników polskich, a nie unijnych. Decyzje dotyczące clenia towarów podejmowane są na podstawie unijnego prawa przez polską administrację i mogą być zaskarżane do polskich sądów.
Unia Europejska stosuje pewien nadzór nad sposobem, w jaki władze poszczególnych państw stosują prawo unijne. W szczególnych przypadkach sądy państw członkowskich zobowiązane są do zadawanie pytań prawnych unijnemu trybunałowi w Luksemburgu. W przypadku, gdy Komisja Europejska stwierdzi, że państwo członkowskie niewłaściwie stosuje prawo unijne lub po prostu nie chce go stosować, wysyła upomnienie, a potem, w miarę potrzeby, otwiera procedurę zmierzającą do ukarania państwa (przede wszystkim do ukarania finansowego).
Tak więc państwa członkowskie stosują prawo unijne pod pewnym nadzorem ze strony Unii, ale nadzór ten ogranicza się do przypadków wyjątkowych. Stosowanie prawa unijnego jest przede wszystkim w rękach poszczególnych państw członkowskich.
W tym kontekście fakt, że międzynarodowy sąd patentowy będzie sam, z pominięciem władz poszczególnych państw, sądził spory patentowe, wydaje się dziwny.
Utworzenie sądu lub innego urzędu, który by koordynował działania państw w sprawie patentów, byłoby zgodne z logiką, według której działają Unia Europejska oraz Rada Europy. Taki sąd czy urząd mógłby na przykład odpowiadać na pytania prawne zadawane przez sądy poszczególnych państw (tak działa unijny trybunał w Luksemburgu). Mógłby stanowić instancję odwoławczą w sprawie patentów, analogiczną do Trybunału Rady Europy w Strausburgu, który jest instancją odwoławczą w sprawie praw człowieka. Taki sąd lub urząd mógłby zatrudniać ekspertów, którzy braliby udział w postępowaniach sądowych w poszczególnych krajach członkowskich. Każda z tych możliwości pozwoliłaby na uzyskanie spójnej w skali Unii Europejskiej praktyki w sprawie patentów, a jednocześnie byłaby zgodna z generalnie przyjętą zasadą, że państwa członkowskie, a nie Unia Europejska czy ktoś inny, stosują prawo wobec osób prywatnych.
Podstawową zasadą międzynarodowego prawa patentowego jest zakaz dyskryminacji: każda osoba (prawna lub fizyczna) pochodząca z dowolnego państwa, które ratyfikowało TRIPS, ma takie samo prawo do uzyskiwania patentów.
Zakaz dyskryminacji oznacza, że polscy przedsiębiorcy będą mieli takie samo prawo do uzyskiwania patentów jednolitych, niezależnie od tego, czy Polska przystąpi do systemu, czy nie. Dla polskiego właściciela wynalazków przystąpienie Polski do jednolitego systemu będzie miało tylko jeden istotny skutek. Jeśli Polska przystąpi do systemu, to jednolite patenty będą obowiązywać w Polsce, a jeśli nie przystąpi, to będzie istniała potrzeba uzyskiwania patentu europejskiego stanowiącego zbiór dwóch patentów, jednolitego i polskiego.
Tak więc, o ile samo powstanie jednolitego systemu może przynieść wyraźne korzyści polskim właścicielom wynalazków, w postaci redukcji kosztów, o tyle przystąpienie Polski do systemu da im tylko niewielkie korzyści. Nasuwa się tu wniosek, że Polska nie ma istotnego powodu, by przystępować do systemu. Jest tak niezależnie od tego, czy uznamy istnienie systemu za coś w sumie pożytecznego, czy za coś w sumie szkodliwego.
Reguły językowe (opisane powyżej), na których opiera się jednolity system ochrony patentowej, służą dwóm celom: (i) zmniejszyć koszty, jakie ponoszą właściciele wynalazków; (ii) pozwolić Francuzom na zachowanie twarzy. Te cele niewątpliwie zostaną osiągnięte. System skonstruowano tak, że wnioskodawcy (czyli właściciele wynalazków) w okresie przejściowym będą ponosić tylko niewielkie koszty tłumaczenia, a po zakończeniu okresu przejściowego nie będą musieli w ogóle dostarczać żadnych tłumaczeń. Francuzi zaś zachowują twarz, gdyż język angielski (którego dominacja jest dla Francuzów nieznośna) zachowa uprzywilejowaną pozycję w systemie patentowym tylko w okresie przejściowym, który nie będzie trwać dłużej, niż 12 lat. Po zakończeniu tego okresu, przywrócona zostanie równość między językami angielskim, francuskim i niemieckim, które są oficjalnymi językami Europejskiego Urzędu Patentowego.
Dbałość o portfel wnioskodawców, która skutkuje brakiem obowiązku dostarczania tłumaczeń patentów na rozmaite języki, odbija się jednak bardzo niekorzystnie na wszystkich tych przedsiębiorcach, którzy nie są właścicielami patentów, za to obawiają się, że ich działalność może łamać jakiś patent. Ci przedsiębiorcy będą musieli czytać patenty w językach obcych.
Wyobraźmy sobie na przykład, że kilku polskich przedsiębiorców sprzedaje na lokalnym polskim rynku produkty podobne do czegoś, co w języku francuskim opatentowała firma francuska. Jeśli ci przedsiębiorcy i ich pracownicy nie znają ani języka angielskiego, ani niemieckiego, ani francuskiego, to nie mogą mieć najmniejszego pojęcia, czy łamią patenty. W imię zmniejszania kosztów u właścicieli wynalazków dochodzimy więc do sytuacji, w której prowadzenie działalności gospodarczej w Polsce, wyłącznie na polskim rynku, może wymagać znajomości języków obcych.
Oczywiście ta fatalna sytuacja skończy się, gdy system automatycznego tłumaczenia patentów zacznie dobrze działać. Wówczas teksty patentów będą dostępne również w języku polskim. Ale nie wiadomo, kiedy to nastąpi, nie wiadomo, czy w ogóle to nastąpi.
Jeśli nasi przykładowi przedsiębiorcy będą w stanie czytać po angielsku, ale nie po francusku, to będą mieli dostęp do zastrzeżeń patentowych (zastrzeżenia muszą być tłumaczone na wszystkie trzy języki oficjalne Europejskiego Urzędu Patentowego). Niestety same tylko zastrzeżenia nie wystarczą. Na przykład zastrzeżenia mogą zawierać terminy zdefiniowane w opisie. Mogą być niezrozumiałe, jeśli nie dysponujemy wyjaśnieniami i kontekstem, które zawarte są w opisie. Dlatego nasi przykładowi przedsiębiorcy na podstawie samych tylko zastrzeżeń nie będą mogli zdecydować, czy ich działalność łamie patenty. Do tego będą potrzebowali opisów. Opisy w języku angielskim będą co prawda dostępne, ale nie będą prawnie wiążące. Jeśli więc opisy patentowe zostaną źle przetłumaczone na angielski przez francuskiego wnioskodawcę (lub też, po zakończeniu dwunastoletniego okresu przejściowego, przez system automatyczny), to problem prawny spadnie na naszych przykładowych przedsiębiorców. Aby przekonać się w sposób pewny, co mówią patenty, przedsiębiorcy ci będą musieli zamówić ich tłumaczenia z języka francuskiego. Czyli ponieść właśnie te koszty, z których jednolity system zwolnił wnioskodawcę. Jeśli przedsiębiorcy nie współpracują między sobą (na przykład dlatego, że ze sobą konkurują), to każdy z nich oddzielnie poniesie koszta tłumaczenia. W sumie poniesione koszty będą wyższe, niż gdyby — jak przed wprowadzeniem jednolitego systemu — wnioskodawca miał obowiązek dostarczyć tłumaczenia patentu na język polski.
Problemy, o których tu mowa, byłyby mniej uciążliwe dla polskich przedsiębiorców, gdyby ustalono, że wszystkie jednolite patenty powinny być pisane po angielsku, a nie w jednym z trzech języków do wyboru. Ale to byłoby nie do przełknięcia dla Francuzów.
Kontakt do autora: mm@skubi.net
Czy chcesz, aby ten blog się rozwijał? Jeśli tak, to proszę Cię o pomoc: poinformuj o nim znajomych. Możesz wspomnieć o całym blogu albo o konkretnym artykule. Blog nazywa się skubi.net — to się da zapamiętać.
Kolejne teksty: Aby dostawać powiadomienia o nowych tekstach, możesz
|
Przedruki tego tekstu: Zapraszam do robienia przedruków, zarówno na papierze jak w internecie. Proszę, aby w przedruku widniało nazwisko autora i proszę o informację o przedruku (mailem albo na forum).