Zaaresztowano gwałciciela 13-letniej dziewczynki. W jego obronie stanęli ministrowie w rządach dwóch państw i ponad setka słynnych filmowców z najróżniejszych krajów.
Nie wszyscy gwałciciele czy pedofile korzystają z takiego wsparcia. Wielu spędza w więzieniu długie lata, są często gwałceni przez współwięźniów, czasem zamęczani na śmierć. I jakoś mało kto się tym przejmuje. Bo przestępcy seksualni dzielą się na lepszych i gorszych. Z tymi gorszymi można robić właściwie wszystko — i opinii publicznej prawie wcale to nie interesuje. Natomiast tych lepszych, a właściwie tego jednego lepszego, nie wolno tknąć, bo wielkim artystą jest.
A jak to ostatnio było z lobbingiem? Władze państwowe pracowały nad dwoma projektami ustaw — każdy z nich miał uderzyć finansowo w pewną grupę zawodową. Grupa zagrożona przez jeden z projektów wysłała swoją przedstawicielkę, osobę słynną i szanowaną, aby wybłagała u prezydenta weto wobec ustawy. Prezydent tylko się ucieszył, bo jemu też ustawa była bardzo nie na rękę, chociaż z zupełnie innych przyczyn: miała odebrać mu wpływ na władze Telewizji Polskiej, a więc wytrącić z ręki ważną broń w najbliższej kampanii wyborczej.
Prezydent przyjął słynną i szanowaną przdstawicielkę biznesu przed kamerami telewizji. Poparł jej lobbing, a ona z kolei poparła stanowisko prezydenta. I prezydent ustawę zawetował.
Korzyść, jaką prezydent dostał od lobbystów, była wielka: dostarczyli oni narracji o tym, jak to nieszczęsna ustawa zaraz zniszczy polską telewizję i produkcję filmową. Taka gadka, poparta autorytetem lobbystów-artystów słynnych i szanowanych, pozwoliła zapomnieć na chwilę o tym, że prezydent wetuje ustawę po to, żeby swoją klikę utrzymać przy władzy w TVP i tym nieuczciwym sposobem uzyskać przewagę w nadchodzącej kampanii wyborczej. Mówiąc krótko, lobbyści dali prezydentowi korzyść w postaci zasłony dymnej.
A jak potoczyły się losy drugiego projektu? Grupa zawodowa, której ten projekt zagrażał, wysłała swoich przedstawicieli do polityka władnego (w ich mniemaniu) zablokować projekt. Ale zrobiono to jakoś dziwnie. Zamiast wysłać osobę, o której gazety rozpisują się z zachwytem, wysłano kogoś, o kim mowa w rejestrze skazanych. A to daje mniej splendoru. Spotkanie bynajmniej nie odbyło się przed kamerami, lecz zaplanowano je na stacji benzynowej, a potem lokalizację przesunięto na cmentarz. I z jakichś niepojętych przyczyn jedyną agencją, która o spotkaniu wiedziała, nie był PAP, lecz CBA (zresztą CBA, jak na porządną agencję przystało, przekazało wszelkie informacje gazetom). A polityk, do którego zgłosili się lobbyści, zamiast chwalić się kontaktami z nimi, starał się jak mógł od wszystkiego odżegnać.
Skąd te różnice? Niektórzy pomyślą, że różnice są uzasadnione. Bo może się wydawać, że kontakty z panią Holland, to zaszczyt, a kontakty ze specami od gier SMSowych, to wstyd. Że blokowanie ustawy, która osłabi finansowo panią Holland i innych wielkich twórców, to samo dobro, obrona polskiej kultury; natomiast blokowanie ustawy, która wyssie trochę pieniędzy ludziom od szemranych interesów SMSowych, to popieranie kanalii. Stąd prezydent Kaczyński może z lobbystką rozmawiać bez wstydu i przy kamerach, podobnie jak ministrowie i filmowcy bez wstydu bronią słynnego i szanowanego gwałciciela. A Zbigniew Chlebowski ma rację, że się wstydzi i chowa po kątach (a raczej po cmentarzach) — przecież on kontaktuje się z tymi gorszymi lobbystami, którzy nigdy w życiu nie stworzyli choćby jednego wiekopomnego dzieła.
Tylko że jeśli spojrzymy na sprawy dokładniej, to zobaczymy, że różnice między tymi dwoma rodzajami lobbingu nie są takie wielkie.
Filmowcy rzeczywiście walnie przyczyniają się do tworzenia polskiej kultury. Nie ma nic dziwnego w tym, że budżet państwa to finansuje, i nikt tego finansowania likwidować nie zamierza. W ustawie, przeciwko której lobbowali filmowcy, chodziło o co innego. Obecne prawo przewiduje stałą opłatę abonamentową na finansowanie TVP. W czasie kryzysu, gdy ludzi stać na mniej niż zwykle, gdy państwo ogranicza wydatki właściwie na wszystko, istniejące prawo nie pozwala ograniczać wydatków na TVP i tym sposobem czyni z TVP wyspę dostatku w morzu wyrzeczeń. Ustawa, którą prezydent zawetował przy poklasku lobbystów, miała odebrać TVP ten specjalny status: finansowanie tej instytucji miało stać się elementem corocznego budżetu Rzeczypospolitej, podobnie jak finansowanie szkolnictwa, sądów, kancelarii prezydenta, policji i całej masy innych potrzebnych instytucji. Chodziło więc o odebranie TVP (a także filmowcom, których TVP finansuje) przywileju stałych dochodów nawet w czasie kryzysu, przywileju zupełnie wyjątkowego, którego logicznie uzasadnić się nie da.
Niezależnie od tego, jak wielkie zasługi dla polskiej kultury ma Agnieszka Holland i jej koledzy, lobbowanie w takiej sprawie jest nie do obrony.
A gry (SMSowe i inne)? Jest to rzeczywiście szemrany interes, jest to czerpanie zysków z ludzkiej słabości (a często z uzależnienia od gier, które jest autentycznym zaburzeniem psychicznym, tak jak alkoholizm czy różne rodzaje narkomanii). Gry są obecnie opodatkowane. Jak każda działalność gospodarcza podlegają powszechnie obowiązujacym podatkom (VATowi, CITowi i wszystkim innym), a w niektórych wypadkach dodakowo podatkowi od wygranych (10%) lub podatkowi od maszyn do gier.
Czy jakieś dodatkowe dopłaty sa tu wskazane? Gry są zapewne mało użyteczne gospodarczo, a nawet szkodliwe. Można też uznać, że są "moralnie gorsze" od innych rodzajów działalności gospodarczej. Z tych przyczyn obłożenie ich specjalnymi dopłatami da się uzasadnić, chociaż można też bronić stanowiska odwrotnego: można twierdzić, że moralność nie ma tu nic do rzeczy, że każda działalność gospodarcza powinna być opodatkowana tak samo, niezależnie od wydumanej społecznej pożyteczności czy szkodliwości. "Fakt" płaci przecież takie same podatki jak najlepsze gazety opiniotwórcze.
A więc nie można się dziwić, że organizatorzy gier lobbuja przeciwko wprowadzeniu dopłat. Taki lobbing jest normalny, co najmniej w tym samym stopniu, jak wystąpienia pani Holland przeciwko nowej ustawie o telewizji.
Wszystko, co tu piszę, bynajmniej nie ma na celu wybielenia Zbigniewa Chlebowskiego czy innych osób zamieszanych w aferę dopłat do gier. Wręcz przeciwnie: Chlebowski zachował się fatalnie i w pełni zasłużył sobie na koniec kariery politycznej. Podobnie jest z Mirosławem Drzewieckim. Ale jeśli mamy polityków odsądzać od czci i wiary, to róbmy to sprawiedliwie. Lech Kaczyński wcale nie zachował się lepiej, a to, że działał jawnie i nie chodził po cmentarzach, jest tylko oznaką wiekszej bezczelnosci z jego strony. Problem nie ogranicza się oczywiście do panów Chlebowskiego i Kaczyńskiego. Lobbing i naciski w polityce są zjawiskami powszechnymi i dałby Bóg, aby były tępione z reguły, a nie tylko od wielkiego dzwonu.
Kontakt do autora: mm@skubi.net
Czy chcesz, aby ten blog się rozwijał? Jeśli tak, to proszę Cię o pomoc: poinformuj o nim znajomych. Możesz wspomnieć o całym blogu albo o konkretnym artykule. Blog nazywa się skubi.net — to się da zapamiętać.
Kolejne teksty: Aby dostawać powiadomienia o nowych tekstach, możesz
|
Przedruki tego tekstu: Zapraszam do robienia przedruków, zarówno na papierze jak w internecie. Proszę, aby w przedruku widniało nazwisko autora i proszę o informację o przedruku (mailem albo na forum).
Dodaj komentarz Cały wątek i zaawansowane funkcje forum Inne wątki
Podyskutujmy o lobbingu... by skubi October 05, 2009, 11:39:06 PM
-
Dodaj komentarz Cały wątek i zaawansowane funkcje forum Inne wątki